Relacja 1

///

13-16 styczeń 2004 Katowice – Frankfurt – Singapur

No i ruszyliśmy! Do końca sami za bardzo nie wierzyliśmy, że to co sobie wymarzyliśmy stanie się rzeczywistością. Tak jest chyba przed każdą podróżą. Przekonaliśmy się jednak, że to prawda gdy zaczęliśmy się pakować dzień przed odlotem. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że to już tak niedługo, że nieodwołalnie ruszmy w nieznane i tak dla nas egzotyczne zakątki świata. Dużym problemem okazał się dla nas limit bagażu (20 kg) jaki otrzymaliśmy na nasz bilet (a raczej bilety). Oczywiście zmieszczenie się w nim było zupełnie niemożliwe gdyż same rowery po spakowaniu je w pudła ważyły właśnie tyle ile mogliśmy zabrać. Dlatego całą drogę do Katowic zamartwialiśmy się i pełni obaw przed naliczeniem nam opłaty za nadbagaż wkraczaliśmy z całym tym „szpejem” na lotnisko. Nasze obawy były jednak zupełnie zbędne gdyż cudowna obsługa na lotnisku wykazała się ogromną cierpliwością i postanowiła nam pomóc. Wielkie IM za to dzięki. Zaoszczędzili nam masę nerwów – no i dzięki ich przychylności nasze fundusze przeznaczone na Azję nie musiały zmieniać „właściciela”.

Wsiadając do samolotu mieliśmy wielką nadzieję, że nas zbytnio nie wytrzęsie. Niestety tak się nie stało i już pierwszy lot choć krótki dał nam nieźle popalić. Trzęsło jak diabli. Wierzcie nam – takie turbulencje potrafią nieźle napędzić stracha. Jakoś jednak udało nam się przeżyć i po pokonaniu 10 300 km wylądowaliśmy na cudownym lotnisku w Singapurze. Samo lądowanie wywarło na nas ogromne wrażenie. Wyobraźcie sobie samolot lądujący pośród palm, przecudownej roślinności, na pasie startowym na którym każdy możliwy skrawek jest zielony. Do tego piękna pogoda i temperatura ok. 30 stopni. Po prostu szok! Lotnisko też jest przepiękne. Wszędzie egzotyczna roślinność, kwiaty które dotychczas oglądaliśmy jedynie na filmach i w książkach. Wysiadając z samolotu pomyśleliśmy, że warto tu było przyjechać chociaż po to żeby to zobaczyć.

 

Pasmo przygód które wydarzyły się w ciągu pierwszych kilku godzin po wylądowaniu utwierdziło nas w przekonaniu, że cała nasza podróż to będzie jedna wielka przygoda. Najpierw okazało się że nasze rowery niestety nie dotarły do Singapuru. Obsługa jednak zapewniała nas że zrobi wszystko co w ich mocy żeby jak najszybciej dotarły do naszego hotelu. Całe zamieszanie trwało jednak dość długo i gdy już się zbieraliśmy do wyjścia okazało się że rowery jednak przyleciały z nami. Kamień nam spadł z serca. Po rozpakowaniu i poskładaniu wszystkiego okazało się jednak że rowerem to w ogóle nie mamy szans wydostać się z lotniska. Dookoła niego są tylko autostrady i jazda nimi na rowerze nie wchodzi w rachubę. Ponieważ zrobiło się już ciemno uznaliśmy że nie rozsądne byłoby podejmowanie niepotrzebnego ryzyka więc postanowiliśmy dotrzeć do hotelu innym środkiem transportu. No i kolejna niespodzianka – do autobusu to nam nikt roweru nie zabierze, do metra to w ogóle nie ma mowy, a do żadnej taksówki nasz sprzęt się nie zmieści. No więc siedliśmy na krawężniku i zaczęliśmy dumać co dalej począć. W międzyczasie podchodziło do nas wiele osób pytając czy mogą nam w czymś pomóc ale jak się dowiadywali jaki mamy problem to tylko kręcili głowami i szli w swoją stronę. W pewnym momencie podszedł do nas facet (później się okazało że to kierowca autobusu) który obiecał nam pomóc. Jak już się dogadaliśmy a koleś zrozumiał o co nam chodzi zaczął strasznie szybko pakować nasz cały dobytek do super autokaru. Nie musimy Wam pisać jakie mieliśmy w tej chwili miny. Nasze zdziwienie było jeszcze większe jak facet kazał nam szybko wsiadać i sami w tym wielkim autobusie ruszyliśmy do centrum miasta. Okazało się, że zawiezie nas na miejsce tylko się musi bardzo spieszyć ponieważ wycieczka na którą czekał właśnie wysiada z samolotu.

 

I tak dotarliśmy w końcu po dwudziestu kilku godzinach podróży do hotelu. Nasza radość była wielka! Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy przed spaniem nie wybrali się jeszcze na spacer po okolicy. Dzielnica Little India w której spaliśmy robi chyba największe wrażenie nocą. Jej mieszkańcy żyją trochę innym trybem niż my. Patrząc na nich odnosiliśmy wrażenie, że dla nich dzień zaczyna się ok. 20. O dwunastej w nocy pełna ulica ludzi, stragany, wszędzie knajpki, handlarze sprzedający wszystkie cuda tego świata.

 

Ranek przywitaliśmy bardzo ambitnymi planami i pomimo ostrzeżeń i próśb ze strony właścicieli pensjonatu żebyśmy jednak nie wyjeżdżali rowerami na zwiedzanie miasta ruszyliśmy na całodzienne szaleństwo. Niestety szybko okazało się że zwiedzanie Singapuru na rowerze naprawdę nie ma sensu ponieważ jest to miasto którym głównym środkiem transportu jest metro, a drogi to w większości autostrady składające się z kilku pasów, po których strasznie szybko jeździ masa samochodów. Niestety musieliśmy wrócić do hotelu „na tarczy”. Nie musimy Wam pisać jak byliśmy wściekli. Postanowiliśmy jednak zwiedzić Singapur miejskimi środkami transportu, które jak wszystko w tym mieście okazały się niemal perfekcyjne. Wręcz uderza czystość tego miasta. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Udało nam się zwiedzić wiele cudownych miejsc. Wśród nich znalazły się wspaniałe ogrody, zabytki kolonialnego budownictwa, ciekawa i pełna atrakcji wyspa Sentosa na którą dotarliśmy kolejką linową z której mogliśmy podziwiać wspaniałą panoramę miasta. Ponieważ udało nam się trafić na obchody chińskiego nowego roku, niezapomnianych wrażeń dostarczyła nam wieczorna wizyta w Chinatown. Część atrakcji zostawiliśmy sobie na później gdyż z Singapuru ruszamy do Auckland w Nowej Zelandii i wtedy planujemy spędzić tam jeszcze dwa dni. Tym razem postanowiliśmy po dwóch dniach uciekać z tej bardzo ciekawej ale i bardzo drogiej metropolii. Pełni niepokoju i ciekawi co zobaczymy dalej ruszyliśmy do Malezji.

Niestety nie zabraliśmy ze sobą rowerów. Bardzo nad tym ubolewaliśmy. Doszliśmy jednak do wniosku, że zobaczenie chociaż części miejsc które planowaliśmy w ciągu niespełna trzech tygodni bez możliwości transportowania rowerów na pewnych odcinkach będzie zupełnie niemożliwe. Nie zrażamy się jednak. Jeszcze kilka miesięcy podróży przed nami i liczymy że zdążymy to nadrobić a oglądanie Azji z dwóch kółek zostawiamy sobie na później. Na pewno nasza podróż przez kawałek tego kontynentu pozwoli nam nabrać pewnych doświadczeń które pomogą w przyszłości.

Zainteresowała Cię nasza oferta?

Nie czekaj wybierz WSZiB i już dziś zadbaj o swoją przyszłość

Zapisz

lub sprawdź dział rekrutacji


Skip to content