Wyprawa Rowerowa Dookoła Świata

///

Podróż dookoła świata??!!.Z rowerem?? Nie!!! – to przecież niemożliwe.
Tak myśli chyba większość naszych rówieśników. My już nie!?!

Podróż dookoła świata? Nie!!! – to przecież niemożliwe. To jakaś zupełna abstrakcja, pomieszanie snu i jawy. To nie dla nas, to coś czego nie da się zrobić. No może innym to się udaje, lecz nie nam gdyż to już na pewno jest zupełnie poza moim/naszym zasięgiem.
Tak myśli chyba większość naszych rówieśników, gdy o takiej podróży pomyśli czytając np. pasjonującą powieść przygodową, lub oglądając reportaże telewizyjne o podróżach ludzi którzy zjeździli świat. Im najczęściej udawało się zrealizować swe marzenia właśnie dzięki temu, że nie wiedzieli, że jest to niemożliwe, lub też dlatego, że nie uwierzyli innym którzy tak twierdzili.

Tak też było w naszym przypadku. Sam pomysł wydał nam się jednak tak atrakcyjny, że nie pozwalał o sobie zapomnieć i przez cały czas nas prześladował.
Sami jeszcze nie za bardzo wierzymy, że największe marzenie naszego życia już niedługo stanie się rzeczywistością.
Jedno co przychodzi nam do głowy i cały czas się po niej kołata, to właśnie ta dewiza, która prowadziła nas przez ostatnie lata naszego życia, nakręcała do pozytywnego myślenia i działania:

…marzenia są po to, żeby je realizować.

A nasze marzenie zaczęło się konkretyzować gdy zastanawialiśmy się jak powinna wyglądać nasza podróży poślubna. Ponieważ postanowiliśmy, że podróż ta ma być niezapomnianym i wspaniałym przeżyciem, pierwsza myśl jaka nam przyszła do głowy to podróż do Nowej Zelandii – przecież jest to kraj najdalej położony od Polski i miejsce osławione jako raj na ziemi.

Jako młody 9-cioletni – dzieciak spotkałem w domu moich rodziców ich starszego znajomego – Pana Ferdynanda – który po pięćdziesięcioletniej tułaczce powrócił na kilka miesięcy do Polski – ojczystego kraju swej młodości ( od tamtego czasu do Polski przyjeżdża corocznie ). Po wybuchu wojny rozpoczął swą tułaczkę za chlebem i po „zaliczeniu” krajów Europy Zachodniej, obu Ameryk, Australii, osiadł w Nowej Zelandii. To od Niego pierwszy raz usłyszałem, że Nowa Zelandia to raj na ziemi. Kasia również miała okazję poznać Pana Ferdynanda i słuchać jego pasjonujących opowieści. W trakcie podróży zamierzamy Go odwiedzić – tym razem to my będziemy opowiadali.

Kiedyś Olgierd Budrewicz powiedział : „Tam gdzie kończy się świat, zaczyna się Nowa Zelandia”. Uznaliśmy, że musimy to zobaczyć i przekonać się o tym pięknie na własne oczy. Gdy już uzbieraliśmy forsę na przelot i skromne przeżycie przez kilka miesięcy, przygotowania ruszyły pełną parą.
Szczegółowe planowanie przedsięwzięcia rozpoczęliśmy od zbierania informacji – poszukiwania przewodników ( część została kupiona w Londynie, gdyż niektóre z planowanych etapów naszej podróży są tak rzadko odwiedzanymi miejscami przez turystów z Polski, że na naszym rynku nie ma przewodników o nich ), nieustannego „grzebania” w sieci, szukania najtańszego biletu itd. Właśnie bilet stał się „sprawcą” wzbogacenia naszych pierwotnych planów.

Udało nam się znaleźć bardzo ciekawą ofertę, która gwarantuje dziesięć lotów, obejmujących cztery kontynenty i pozwoli zamknąć pętlę dookoła naszego globu, za cenę niewiele większą od standardowego biletu do Nowej Zelandii. No i jak tu z takiej oferty nie skorzystać.
Pragniemy obejrzeć wszystko to co jest tego warte, zwłaszcza w tych najdalszych zakamarkach naszej cudownej planety. Sporą część trasy naszej podróży planujemy pokonać rowerami, które zabieramy ze sobą.
Wierzymy, że podróż ta będzie największą przygodą naszego życia, a to co przeżyjemy i zobaczymy zostanie w naszych wspomnieniach i sercach na zawsze. Wierzymy również, że najbliższa podróż jest początkiem naszego penetrowania najciekawszych i najpiękniejszych zakamarków świata, a przecież po tej podróży, gdzie byśmy się nie ruszyli, to i tak cel podróży będzie bliższy, gdyż najdalszy zakątek obejrzymy i zwiedzimy w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Wyjeżdżamy zabierając ze sobą maksymy naszego ulubionego bohatera – Foresta Gumpa -, który twierdził m.in.: „Zawsze miej przy sobie tyle forsy, żebyś mógł zadzwonić z automatu i skorzystać z kibla” ( to znaczy, że wcale nie tak wiele – tyle mamy ), oraz „Bywają chwile, kiedy nie można słuchać głosu rozsądku” (gdybyśmy słuchali to pewnie najbliższe lata spędzilibyśmy na szukaniu „małej stabilizacji”) .

Zainteresowała Cię nasza oferta?

Nie czekaj wybierz WSZiB i już dziś zadbaj o swoją przyszłość

Zapisz

lub sprawdź dział rekrutacji


Skip to content